*muzyka*
24 grudnia, poniedziałek
Dwa niewielkie zielone pudełka obwiązuję żółtymi kokardami. Jedno z nich zostawiam w swoim pokoju, a drugie zabieram i udaję się z nim do salonu, gdzie mój brat ogląda jakiś film. Wchodzę po cichu do pomieszczenia i siadam obok szatyna na kanapie.
- Wesołych Świąt – mówię i wręczam mu podarunek.
- To dla mnie? – dziwi się – Dziękuję – dodaje i mocno mnie przytula.
- Nie ma za co – odpowiadam z uśmiechem.
- Ja też coś dla ciebie mam – oznajmia i znika na moment w kuchni, ale już minutę później wraca z niej z wielkim pudłem.
- Co to? – dopytuję.
- Otwórz – mówi i podaje mi wielkie pudło.
Robię o co mnie prosi, zdejmuję ozdobny, świąteczny papier i moim oczom ukazuje się sztuczna choinka.
- „Złóż sam wymarzone drzewko” – czytam wielki napis na opakowaniu – Żartujesz? – pytam ze śmiechem i patrzę na mojego brata.
- Wolisz tu zostać sama bez choinki? – odpowiada mi pytaniem – Chciałem z tobą zostać to ty; nie, dziewczynie się nie odmawia.
- Dobrze wiem, że chcesz z nią spędzić Święta – oznajmiam – Ale nie martw się o mnie, nie będę sama. Nath mnie do siebie zaprosił – dodaję.
- Ach tak… - uśmiecha się pod nosem szatyn – Dlatego tak się ucieszyłaś jak ci powiedziałem, że Alice mnie zaprosiła.
- Naprawdę się ucieszyłam! – protestuję.
- No niech ci będzie… - uspokaja mnie Nick i tajemniczo się uśmiecha spoglądając na prezent ode mnie.
- Nie otworzysz? – pytam.
- Później, ale nie martw się, już mi się podoba. Cokolwiek to jest – mówi i mierzy wzrokiem zielone pudełko.
- Jak chcesz – odpowiadam i wstaję z kanapy, ale Nick mnie zatrzymuje.
- Już się nie zobaczymy? – pyta z żalem w głosie.
- Niestety nie – odpowiadam ze smutkiem i mocno przytulam szatyna – Kocham cię.
- Ja ciebie też – szepcze Nicholas i uwalnia się z moich objęć.
- Muszę iść – stwierdzam i udaję się do holu żeby założyć płaszcz i ciepłe buty.
Posyłam ostatnie spojrzenie mojemu rodzinnemu domowi. Zostało mi mało czasu, a muszę jeszcze dokończyć kilka innych spraw. Chwytam za klamkę i z bólem serca opuszczam mieszkanie. Kiedy otwieram bramę słyszę za sobą znajomy głos, wołający moje imię.
- Angela! – odwracam się i widzę mojego brata - Do zobaczenia za rok – woła za mną i lekko się uśmiecha.
- Do zobaczenia – odpowiadam i kieruję się ośnieżoną alejką w stronę domu Nathana.
Według adresu, który mi wczoraj wysłał smsem chyba jestem na miejscu. Unoszę głowę do góry i przyglądam się starej kamienicy. Niepewnie wchodzę do środka i odszukuję mieszkania numer osiem. Pukam w dębowe drzwi i czekam, aż ktoś je otworzy. Tym kimś okazuje się oczywiście Nath. Zaprasza mnie do środka i karze się rozgościć, a sam gdzieś znika.
W salonie jest dość ciepło, a w powietrzu unoszą się zapachy wigilijnych potraw i deserów. Rozglądam się po pomieszczeniu. W kącie pod oknem dostrzegam stare kartonowe pudło i żywą choinkę ubraną w plastikowe ozdoby z marketu. Kładę pod nią prezent dla Nathana. Zaciekawiona wielkim pudłem odchylam po cichu płaty kartonu, a moim oczom ukazują się stare, tradycyjnie zdobione bombki na choinkę. Wyjmuję jedną z nich i uwalniam z grubej warstwy kurzu. Jest piękna! Mała chatka obsypana odrobiną brokatu, uśmiechnięty bałwan obok niej i dwójka dzieciaków bijących się śnieżkami. Banalne, ale piękne.
- Co robisz? – pyta Nath, a ja gwałtownie się odwracam.
- Dlaczego nie zawiesiłeś ich na choince? – odpowiadam mu pytaniem i patrzę jak jego wyraz twarzy się zmienia, wyraźnie posmutniał.
- To starocie… - mówi i przenosi swój wzrok na padający śnieg za oknem.
- Tym bardziej nie powinieneś ich chować w pudłach – stwierdzam i wieszam bombkę na jednej z gałązek drzewka.
Nagle czuję jak dłoń Nathana mocno uciska mój nadgarstek, a bańka zamiast na choince ląduje na podłodze i rozpada się na tysiące szklanych odłamków.
- Co ty zrobiłeś?! – pytam i patrzę zszokowana na szatyna.
- Przepraszam – odpowiada szeptem i zaczyna zbierać kawałki bombki z dywanu.
- Dlaczego…?
- Za dużo wspomnień – uprzedza moje pytanie Nathan i wyrzuca pozostałości szklanej ozdoby do kosza.
Podchodzę do stołu i patrzę co się na nim znajduje. Barszcz, jakaś panierowana ryba, dwa rodzaje ciasta, babeczki, cukierki i… opłatki. Nie spodziewałam się, że o nich pomyślał. Ten chłopak zaczyna mnie zaskakiwać.
- Zaczynamy? – pyta szatyn, a kiedy widzi, że twierdząco potrząsam głową wyjmuje z kieszeni telefon komórkowy i czegoś w nim szuka – Ok. W owym czasie wyszło rozporządzenie…
- Co ty robisz? – śmieję się, tym samym przerywając Nathowi jego czytanie.
- Nie widzisz? – odpowiada mi pytaniem i posyła pytające spojrzenie..
- Czytasz Biblię z telefonu? – dziwię się, a szatyn tylko twierdząco kiwa głową.
- Coś nie tak? – pyta słysząc mój nieustający śmiech.
- Nie… – oznajmiam kiedy już się opanowuję.
Nathan kontynuuje czytanie, a potem sięgamy po opłatki.
- Wesołych Świąt – mówi Nath i dzielimy się opłatkiem.
- I szczęśliwego Nowego Roku – uzupełniam i uśmiecham się serdecznie.
Siadamy do stołu i zaczynamy jeść. Nieprzyjemna cisza wypełnia pokój i nie chce go opuścić. Mam nadzieję jednak, że zrobi to jak najszybciej. Odkładam pusty talerz na kraj stołu i częstuję się babeczką. Nathan powoli delektuje się barszczem i chyba mu się nie spieszy do ukończenia posiłku.
Sama nie wiem dlaczego coś mi tu nie pasuje. Ta cisza. W wigilię nigdy nie jest cicho zawsze słucha się kolęd. Kolędy! Zaraz, zaraz…
Olśniewa mnie nagle.
- Pójdziemy posłuchać kolęd? – pytam z nieukrywaną nadzieją.
Za godzinę zacznie się koncert na rynku! Przecież obiecałam Nickowi, że go będę w tym wspierać. Jeśli Nath się zgodzi to przynajmniej nie będziemy się nudzić w domu i będę miała okazje zobaczyć mojego brata jeszcze w tym roku.
- Czego? – dziwi się szatyn i posyła mi pytające spojrzenie.
O matko. Z nim jest naprawdę źle.
- Nie wiesz co to kolędy? – jestem w szoku i patrzę na niego z otwartymi ustami.
To musi dziwnie wyglądać.
- Nie – potwierdza moje domyślenia.
- To świąteczne piosenki – tłumaczę. – Niektóre opowiadają o historii Bożego Narodzenia, inne o świętym Mikołaju, a jeszcze inne o zimowych zabawach, albo o tym jaki to piękny czas w roku i trzeba go miło przeżyć ze swoimi bliskimi.
Chyba niepotrzebnie zaakcentowałam słowo bliskimi. Przecież Nathan powinien spędzać ten dzień ze swoją rodziną, nie ze mną. Chociaż w pewnym sensie jestem jego dość bliską osobą. Niestety do czasu, który jest bardzo ograniczony.
- Nie mówiłem ci? – pyta Nath, ale widząc wyraz mojej twarzy, na której pojawił się wielki pytajnik nie czeka na słowne potwierdzenie tylko odpowiada na zadane mi pytanie – Moi rodzice mieli przylecieć do mnie z Londynu, ale odwołano ich lot z powodu tej pogody – oznajmia i pokazuje głowa w stronę okna, za którym wieje silny wiatr i rozwiewa lekkie, bezwładne płatki śniegu na wszystkie strony świata.
- Nie wiedziałam – odpowiadam i próbuję sobie przypomnieć poprzedni temat naszej rozmowy.
Już wiem. Kolędy.
- Nad czym tak myślisz? – dopytuje szatyn i odkłada pusty talerz po kolacji.
Uff. Wreszcie zjadł.
- Mój brat śpiewa w chórze gospel – mówię – Za jakąś godzinę mają koncert na rynku. Możemy się tam przejść? Co sądzisz?
- Świetny pomysł! – stwierdza Nath i energicznie wstaje od stołu, podchodzi do choinki i obdarowuje ją przelotnym spojrzeniem.
Chyba nie zauważył prezentu, który pod nią położyłam? To niemożliwe. Schowałam go z samego tyłu pod grubą warstwą gałązek, specjalnie żeby nie zobaczył. Może tylko sprawdzał czy wszystkie lampki świecą? Ach mniejsza o to…
- To idziemy? – wstaję i próbuję tym samym odciągnąć uwagę szatyna od jodełki.
- Tak, tak – odpowiada i udaje się do innego pomieszczenia, a kiedy wraca ma na sobie długi czarny płaszcz – Jestem gotowy – dodaje i zapina ostatni guzik.
- Ja też – mówię i szybkim ruchem zakładam płaszcz, który wcześniej miałam zawieszony na oparciu krzesła.
Zakładam buty i wychodzę na klatkę schodową, Nath w tym czasie zamyka mieszkanie. Szatyn chwyta mnie za rękę i schodzimy po schodach. Na zewnątrz kamienicy panuje niezła zawierucha. Spuszczam głowę na dół i ograniczam się do oglądania jedynie własnych butów i fragmentów chodnika przed nami. Śnieg wieje mi prosto w twarz, moje włosy momentalnie opadają mi na oczy. Ta pogoda jest straszna.
Czy ja zaczęłam marudzić? Tak nie może być… Nie po to tu jestem żeby wtórować Nathanowi w stwierdzeniach jaka to zima i Święta są głupie i bezsensu. Przeciwnie, powinnam mu pokazać wszystko z najlepszej strony. Może ten spacer i słuchanie kolęd to nie był najlepszy pomysł? Teraz i tak już za późno na rezygnację.
Idę przed siebie ośnieżoną aleją i kurczowo trzymam się Nathana. Gdyby nie on już kilka razy wylądowałabym w białym puchu i nieźle bym się potłukła. Dobrze jest mieć kogoś takiego przy sobie. Nie tylko podczas śnieżycy.
Podnoszę powoli wzrok i orientuję się, że jesteśmy na miejscu. Śnieg już tak mocno nie pada, a wiatr nieco ustał. Odszukuję wzrokiem Nicka. Stoi w drugim rzędzie i uśmiecha się w moją stronę. Jego głos idealnie komponuje się z głosami pozostałych chórzystów.
- To mój brat – mówię i wskazuję na bruneta, który nie spuszcza ze mnie wzroku.
- Ty też śpiewasz? – pyta po chwili namysłu Nath.
- Nie – odpowiadam – A jeśli już to sporadycznie… na urodzinach ciotki, podczas gry w butelkę – wymieniam ze śmiechem.
- To tak jak ja – stwierdza szatyn i odwzajemnia mój uśmiech.
Chór śpiewa jeszcze dwie kolędy i koncert się kończy. Śnieg jakby był zaprogramowany, znowu zaczyna mocniej sypać i ograniczać widoczność, nie zapominając o wietrze, który mu wtóruje również ze zwiększoną siłą.
Posyłam ostatnie spojrzenie w stronę mojego brata, który pomaga swoim przyjaciołom z chóru przenieść podesty do samochodu. Mam szczęście, bo właśnie spogląda w moją stronę i zaczyna do mnie machać. Odwzajemniam ten gest i odwracam się.
- Podobało się? – pytam Natha.
- Tak. Chociaż sam nie wiem dlaczego, ale mi się podobało – odpowiada i znowu chwyta mnie za rękę.
- Ja wiem – mówię i robię tajemniczy uśmiech.
- Tak? W takim razie dlaczego? – dziwi się mój przyjaciel.
- To magia – stwierdzam i przytulam go, sama nie wiem dlaczego.
- Jaka znowu magia? – dopytuje Nathan i obejmuje mnie ramieniem.
- Magia Świąt – oznajmiam i całuję go w policzek.
Koniec cz.1
Żyjemy ;D
Pogoda brzydka, ale końca świata nie ma xd
Miałyście dzisiaj wigilijkę klasową? ja tak ;D
Było mega fajnie xD
Pozdrawiam Nadię, która chce mnie zabić za zdjęcia na fejsie i M.Ł, której niestety nie było, bo jest chora ;< zdrowiej szybko!
A gdyby się tak zdarzyło, że nie dodam już drugiej części tego rozdziału, ani żadnego innego do poniedziałku, to chciałam Wszystkim życzyć zdrowych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, smacznych potraw wigilijnych, wymarzonych prezentów pod choinką i tego czego same byście sobie życzyły, by przyniósł Wam nowy 2013 rok ;))
Co by tu jeszcze napisać...
Dziękuję Wam, że ze mną jesteście i czytacie wytwory mojej dziwnej wyobraźni xD
Kocham Was! <3
Do następnego ;*
min. 10 komentarzy = nowy rozdział ;]
Magiczne ! i zarazem romantyczne .
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi sie mój kapsel z Tymbarka : " Magia istnieje " , pamietasz ?
N
no pewnie ;D Tymbark prawdę Ci powie xd
Usuńoł, zgadzam sie tak magicznie wyszedł ten rozdział. C:
OdpowiedzUsuńwgl, cała historia jest magiczna.
czekam namiętnie na 2 cz. ^^
system rozwala czytanie Biblii z telefonu haha ! +100 do humoru, nie ma co !
OdpowiedzUsuńWesołych <3
Tak zgodzę się z poprzednim komentarzem,Biblia czytana z telefonu to było dobre haha!^^
OdpowiedzUsuńI ta magia świąt w powietrzu<3
Ach,no to nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny i życzyć Ci Wesołych Świąt!;)
Magda
Cudowny rozdział !
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę niesamowity talent do pisania :)
Ja również życzę Ci wszystkiego dobrego ; *
Czekam na nexta ; pp
Biblia czytana z telefonu? Tylko u Nathana!♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
Wesołych świąt, dużo weny i spełnienia marzeń! :*
hahahahahahahahahhaha xD
OdpowiedzUsuńCzytasz Biblię z telefonu? ;D
Coś nie tak? ;D
Niee. xD
hahahahahahahahaha xd moje wyobraźnia *-* ;D
moja babcia by go z domu wygoniła i pozwoliła za rok wrócic jak zmądrzeje ;D
hahahaha ;D
dawaj nn! ;D
Biblia z telefonu :D Mocne...
OdpowiedzUsuńMogliby już być razem. :*
Wesołych świąt i najlepszego sylwestra :D
Marlena:**<3
Świetny :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny:)
Wesołych Świąt ;)