niedziela, 16 grudnia 2012

Wanted Christmas 3. Wszyscy boimy się, że możemy być samotni


*muzyka*


  
21 grudnia, piątek

   Nakrywam kołdrą głowę, by zagłuszyć niepożądany dźwięk. Jednak to nic nie daje. Leniwie otwieram zaspane oczy i orientuję się, że dzwoni mój telefon. Odbieram go szybko nie czytając nawet kto chce nawiązać ze mną połączenie.
   - Halo? – mówię ziewając.
   - Nathan, wreszcie odebrałeś – słyszę znajomy głos mojego ojca.
   Ciekawe co się musiało stać, że do mnie zadzwonił, przecież mamy się widzieć za kilka dni.
   - Coś się stało? – pytam i wstaję z łóżka.
   - Nie przyjedziemy na Święta – oznajmia, a ja siadam z wrażenia.
   - Jak to? – pytam zdziwiony.
   - Odwołano nasz samolot, wszystko przez te burze śnieżne - oświeca mnie – Nie gniewasz się? – pyta.
   - Nie... to przecież nie wasza wina. Po prostu szkoda. Kupiłem choinkę i prawie wszystko już przygotowałem – odpowiadam.
   - Nam też jest przykro z tego powodu – mówi z żalem mój ojciec.
   - To tylko Święta, szybko miną – próbuję go pocieszyć.
   - Niby tak, ale wiesz jak do tego podchodzi twoja mama.
   - Wiem, wiem… przesadza i tyle – stwierdzam i podchodzę do szafy żeby wybrać jakieś ubrania.
   Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi.
   - Muszę kończyć. Ktoś się do mnie dobija – oznajmiam – Wesołych Świąt – dodaję.
   - Wesołych Świąt synu – odpowiada mi ojciec i się rozłącza.
   Zamykam szafę i zapominając o tym, że jestem w samych bokserkach kieruję się do drzwi. Od razu tego żałuję. Moim oczom ukazuje się pani Patterson.
   - Nathan! – mówi zdziwiona i odwraca głowę w drugą stronę.
   Aż tak źle wyglądam?
   - Co się stało? – pytam.
   - Chciałam żebyś mi pomógł przenieść kilka pudeł z dekoracjami z poddasza – oznajmia dalej na mnie nie patrząc - Ale najpierw się ubierz!
   - Dobra… - mówię niechętnie – Niech mi pani da pięć minut.
   - Będę czekać na górze – odpowiada, a ja wracam do mojego pokoju.
   Ubieram się szybko i kilkoma ruchami grzebienia poprawiam moje rozczochrane włosy. Gotowe. Patrzę w lustro i stwierdzam, że nie jest najgorzej. Zamykam mieszkanie i udaję się wolnymi krokami na strych. Nie wydaje się wam, nie mam na to najmniejszej ochoty.
   Nie pamiętam kiedy ostatnio tu byłem. Pewnie wieki temu o ile w ogóle. Obok starej kanapy pokrytej grubą warstwą kurzu stoi stara potłuczona lampa. Przez chwilę próbuję sobie przypomnieć cokolwiek związanego z tym miejscem. Byłem tu chyba tylko raz, od razu po przeprowadzce z Londynu. Wtedy przeniosłem tu kilka niepotrzebnych mebli jak na przykład staromodną szafkę, która teraz stoi pod oknem.
   - To te kartony – mówi mi zza pleców staruszka i pokazuje na kilka pudeł ustawionych w trójkątna piramidę obok drzwi wejściowych.
   - Zanieść je do pani mieszkania? – upewniam się i zabieram dwa pudła.
   - Tak – potwierdza moje słowa.
   Fakt, że pani Patterson mieszka ze mną w jednej kamienicy mogę chyba po raz pierwszy uznać za pozytywny. Nie muszę chodzić dziesięć razy tam i z powrotem z jednego budynku do drugiego. Chociaż gdyby mieszkała gdzie indziej to pewnie trzymałaby swoje pudła na innym poddaszu i też nie byłoby takiej potrzeby. Zaczynam chyba nielogicznie myśleć, tak to jest jak się człowiek zmęczy.
   Odkładam ostatnie z pudeł na podłogę w holu mieszkania pani Steffanie, bo tak ta nieznośna kobieta ma na imię i oddycham z ulgą.
   - Skończyłem – oznajmiam, kiedy moim oczom ukazuje się staruszka w kuchennym fartuchu i z foremką w kształcie choinki w ręce.
   Ja się męczyłem, a ona sobie spokojnie w tym czasie piekła ciastka. Chyba nigdy nie zrozumiem jej zachowania i toku myślenia. Zresztą, czy ja kiedykolwiek potrafiłem zrozumieć jakąś kobietę? Próbowałem, ale zawsze kończyło się nie powodzeniem i zarzutami o złamane serce. Kobiet nie zrozumiesz, taka prawda.
   - Bardzo ci dziękuję – mówi pani Patterson i obdarowuje mnie szczerym uśmiechem, który wbrew sobie odwzajemniam.
   Co jest? Miałem się nie uśmiechać. Miałem być poważnym, twardo stąpający po Ziemi człowiekiem. Ale to ja. Mi nigdy nic nie wychodzi. Muszę zmięknąć i okazać słabość. Dlaczego nie potrafię ukrywać swoich uczuć tak jak inni? Są źli, a promienieją ze szczęścia. Są radośni, a wydają się smutni. To skomplikowane. W ogóle całe życie jest bardzo skomplikowane. Chociaż to podobno ludzie sobie je utrudniają. Coś w tym jest, na pewno. Cholera. Nie potrafię tak dobrze udawać jak mi się wydawało. To, że potrafię kłamać słowami nic nie znaczy, jeśli nie potrafię niczego zrobić, bo przecież trzeba robić, a nie mówić. Głupie przysłowia uświadamiają mi jakim słabym jestem człowiekiem.
   - Nie ma za co – odpowiadam, a z mojej twarzy nie znika uśmiech – To drobiazg – dodaję.
   - Nie mów tak Nathan. Zawsze jest za co dziękować, pamiętaj – oznajmia pani Steffanie – W dzisiejszych czasach mało kto zgodzi ci się bezinteresownie pomóc – dodaje.
   - Jeśli pani tak sądzi…
   - Nie marudź już, tylko chodź do kuchni – przerywa mi i gestem ręki zaprasza do niewielkiego pomieszczenia o błękitnych ścianach.
   Posłusznie udaję się we wskazane miejsce i siadam przy stole. Co teraz powinienem zrobić? Powiedzieć coś? A może podziękować za zaproszenie? Świetnie. Nie potrafię się zachowywać między ludźmi. Cały ja.
   - Częstuj się – mówi staruszka i stawia przede mną talerz pełen świątecznie ozdobionych kolorowym lukrem pierników.
   Teraz rozumiem skąd wziął się ten aromatyczny zapach. Kiedy tylko tu wszedłem poczułem go, ale nie byłem pewny co do jego pochodzenia. Biorę jedno z ciastek do ust i powoli się nim delektuję. Dobre, a nawet bardzo. Chyba coraz bardziej zaczynam lubić Święta.
   - Pyszne… - zachwalam wypieki i wkładam do ust następnego pierniczka.
   - Cieszę się, że ci smakują – odpowiada trochę zawstydzona i wkłada do piekarnika kolejną porcję ciastek.
   - Muszę już iść – mówię i wstaję od stołu – Dziękuję za poczęstunek – dodaję i lekko się uśmiecham.
   - To ja ci dziękuję za te pudła – odpowiada pani Patterson, a ja opuszczam jej mieszkanie i udaję się do swojego.
   Dziwne. Przez chwilę poczułem coś dziwnego. Chyba szczęście. Nie wiem czy to przez te pierniczki czy może przez to, że pomogłem tej kobiecie, a ona mi podziękowała. Poczułem się potrzebny jak rzadko. Dopiero teraz zrozumiałem, że to strasznie miłe uczucie. Nie to, że ktoś bez ciebie sobie nie poradzi tylko, że to właśnie ty jesteś osobą bez której komuś trudno byłoby się obejść.
   Przekręcam klucz w zamku i wchodzę głębiej do mojego mieszkania. Wreszcie będę mógł spokojnie zjeść śniadanie. Podchodzę do lodówki i sprawdzam jej zawartość. Niestety świeci pustkami. Poza wodą mineralną i kilkoma plastrami szynki nie ma tam nic jadalnego. Będę musiał się wybrać na zakupy, ale to jutro. Dzisiaj jakoś sobie poradzę, przecież zawsze mogę zjeść kawałek świątecznego ciasta, które kupiłem kilka dni temu. W każdym razie przeżyję. Patrzę przez okno. Sypie gęsty śnieg, widoczność jest słaba, a termometr na parapecie wskazuje minus piętnaście stopni.
Teraz nie żałuję, że zaproponowałem etat Maksowi, dzięki niemu dzisiaj pracuję dopiero od dwunastej i to jedynie z dobrego serca – obiecałem mu pomóc, bo sam mam wolne. Chociaż gdyby to zależało ode mnie nie pracowałbym. Nie w ogóle, tylko w tej pizzerii. Dostałem ją w spadku po wuju, dlatego też się tu przeprowadziłem. Miałem kontynuować jego interesy, zainwestować i wybudować sobie tutaj dom. Jednak w moim przypadku to nie wypaliło. Nie mam szczęścia ani w interesach, ani w miłości. Dlatego ostatecznie musiałem wynająć mieszkanie w starej kamienicy na przedmieściach, niedaleko miejsca mojej pracy. O własnym domu zapomniałem nawet w wyobraźni i zaakceptowałem obecny stan rzeczy. Chyba nie miałem innego wyjścia, prawda? Tacy pechowcy jak ja mają ciężkie życie, a jeśli się mu sprzeciwiają mają jeszcze bardziej przerąbane. „Życie jest brutalne”, ktoś powiedział. Nawet nie pamiętam kto, ale zgadzam się z nim w stu procentach.
   Wyjmuję z półki bułkę i wkładam do niej plaster szynki. Kładę ją na talerz i z takim oto śniadaniem przechodzę do mojego skromnego salonu i rozsiadam się przed telewizorem. Na wszystkich informacyjnych kanałach mówią o tym samym; Świętach, zakupach, problemach na drodze, na lotniskach, nawet o końcu świata. Przecież dzisiaj 21 grudnia, wszystko może się zdarzyć. Przeżuwam powoli bułkę i przełączam stacje.  Nic wartego uwagi. Wyłączam telewizor i wracam z pustym już talerzem do kuchni. Myję go dokładnie, wycieram i wkładam do półki, gdzie jego miejsce. Wyjmuję z lodówki butelkę wody mineralnej i upijam z niej kilka dużych łyków.
   Stoję oparty o stół i bezsensownie gapię się w płatki śniegu padające za oknem. To strasznie hipnotyzujące. „Dlaczego?”, pytam sam siebie szeptem. Inni ludzie mają co robić, gdzie i z kim. A ja? Idealny przykład singla z przypadku i braku szczęścia. Wszędzie sam, a jak już z kimś, to z kumplami. Czy to się kiedyś wreszcie zmieni? Znajdę kogoś kto sprawi, że moje życie nie będzie jedną wielką monotonią? Może kiedyś... Na razie mogę sobie jedynie wyobrażać jakby to było. Na pewno lepiej niż jest teraz.
   Może Angela jest tym kimś? Pojawiła się tak nagle i niespodziewanie. Zazwyczaj tacy ludzie mają wpływ na życie innych. To dziwne, zaczynam o niej coraz więcej myśleć. Powinienem przestać, bo to się może źle skończyć. Chociaż z drugiej strony chyba nie potrafiłbym zabronić sobie o niej myśleć. Te myśli są zbyt cudowne.
   Z przemyśleń wyrywa mnie dźwięk mojego telefonu. Nowa wiadomość. Klikam krótką kombinację klawiszy i odczytuję treść smsa.
   „Znowu zaspałeś? 
     Max”
   Odwracam głowę o dziewięćdziesiąt stopni, by spojrzeć na zegar. Jest dziesięć po dwunastej. Ile człowiek traci czasu po prostu się zamyślając? Bez zwlekania przebieram buty, zabieram z wieszaka kurtkę i wybiegam z domu. Będąc już przed kamienicą przypominam sobie, że nie zamknąłem mieszkania. Wracam, wykonuję szybki gest kluczem i biegnę przez ośnieżone ulice Stratford do pizzerii.



Nie wierzę, że się Wam to opowiadanie spodobało o.O
Mi się wydaje trochę nudne, ale to tylko moje skromne zdanie...
Mogę jedynie obiecać, że powoli się coś zacznie dziać ;D
Dziękuję za wszystkie komentarze! i w ogóle za to, że jesteście i chce się Wam to czytać ;))
Do następnego ;*

min. 10 komentarzy = nowy rozdział ;]

16 komentarzy:

  1. hahaha :D
    Boże, ja bym z taką sąsiadką nie wytrzymała ;D
    zacny rozdział ;D
    dawaj nn! ;D




    http://likeasweets.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne! matko, kocham Twoje opisy!

    OdpowiedzUsuń
  3. ten styl, cała ta sytuacja u tej sąsiadki - opis ! Mistrzu -pokłony dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę się ogarnąć! kurcze... inspirujesz mnie! ahh

    OdpowiedzUsuń
  5. O maj Łasic!
    Piszczę z radości! XD
    Jest w końcu moja ulubiona staruszka!
    Team Staruszka ,ten rozdział się bardzo spodobał :D
    A w ogóle rozdział świetny!
    Pisz dalej takie super a nawet lepsze rozdziały!
    I niech wena będzie z Tobą :)

    Twoja
    M.-£.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hah a Ty Łasico znowu o biednej staruszce ;) Uwielbiam Cie za to :Team Staruszka

      Nadia

      Usuń
  6. wszystko co napiszesz będzie nam się podobać. <3
    dziele zdanie z Claudia Xyz inspirujesz i jesteś wspaniała. ^^
    aww, wspaniałe. <3
    nn i weny, tak wiem masz jej wiele, ale, ale wiesz. :D
    to do następnego. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Siedź cicho, bo jest bardzo dobrze :*
    Ohh, Nathan <3
    czekam na kolejny : *

    OdpowiedzUsuń
  8. Nathan pomocny ale jednocześnie zdołowany perspektywą samotnego życia;(
    Smutne:c
    Poszukaj mu jakiejś miłości,żeby jego życie nie było monotonne i nabrało kolorów;)
    Niech się chłopak zakocha wtedy od razu będzie mu lepiej;D
    Czekam już na kolejny:)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magda , Ktos powiedział ( zuza wiesz ;P i moze reszta tez ) - "nigdy nie mow nigdy " , moze autorka juz cos wymyslila zeby zycie Nathana nie bylo monotonne i zeby samotny sie nie czul

      N

      Usuń
    2. Jak to ujęłaś: "moze autorka juz cos wymyslila zeby zycie Nathana nie bylo monotonne i zeby samotny sie nie czul" i powiem Ci,że ja doskonale o tym wiem,że coś wymyśliła;)
      Co ja mówię jestem tego pewna a mój komentarz miał na celu ją zmotywować a nie zarzucić jej brak pomysłów na zeswatanie z kimś Nathana,jeśli Ci o to chodziło:)
      Zuza,jeśli odebrałaś mój komentarz jako zarzut,to z góry przepraszam:)
      Magda

      Usuń
    3. nie, nie, nie, jaki tam zarzut, wszystko jest okej ;)
      Magda cieszę się, że napisałaś mi co mogłabym zmienić albo wprowadzić do opowiadania. Cenię sobie każdy komentarz, krytykę, pochwałę czy też różne propozycje nowych wątków. Już jak to wcześniej Nadia wspomniała, mam pomysł na fabułę i znajdzie się w niej również miłosny wątek.. już niedługo ;D
      mam nadzieję, że choć trochę spodoba się Wam i całej reszcie czytelniczek :)

      ps. jak mi się uda to jutro dodam 4 rozdział ;]

      Usuń
    4. To dobrze,że wszystko zostało wyjaśnione:)
      Mam tylko nadzieję,że z moich komentarzy nie wyjdą znowu jakieś nieporozumienia...
      Nadal czekam oczywiście na następny:)
      Magda

      Usuń
  9. Mógłby w końcu zakochać się w tej Angeli :D:D
    Nie przesadzaj, bardzo miłe i sympatyczne jest to opowiadanie :))
    Marlena. <3:**

    OdpowiedzUsuń
  10. No i jeszcze moj komentarz i jutro mozesz/musisz/masz dodac kolejny rozdzial . jak zwykle super i ten koniec swiata ;p

    Nadia ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda mi Nathana... Jest taki samotny i smutny :( Mam nadzieję, że w końcu się spiknie z Angie ^^
    btw. rozdział jak zawsze genialny! Czekam na naxt ;*

    OdpowiedzUsuń