czwartek, 27 września 2012

Lie to me 12. Jak jest naprawdę?



  
Koncert dzisiaj wieczorem, jutro, pojutrze. Codziennie. Nie wiem jak oni dają radę, ale dla mnie takie życie byłoby chyba niemożliwe.
   Dopiero co przyzwyczajam się do nowego miejsca, a już musimy lecieć w inne. Ja chcę do domu, gdzie będę mogła wreszcie odpocząć. Mam nadzieję, że ta ich trasa koncertowa szybko się skończy.
 
   Jutro Nath ma urodziny. Z tej okazji urządza wielką imprezę w swoim domu w Gloucester. Ja też jestem zaproszona, ale i tak wydaje mi się, że Nathan zapomniał o tym, że nie jest jedyną osobą, która tego dnia świętuje.
    Właśnie dojeżdżamy na miejsce. Siedzę w czarnej limuzynie i patrzę przez okno. Wysokie kamienice oddzielone od siebie wąskimi uliczkami stanowią tu większość budynków. Mijamy powoli park, a potem samochód zatrzymuje się przed wielką willą. Nie wierzę własnym oczom. To nie wygląda jak normalny dom tylko hotel.
   Nathan zabiera nasze walizki i otwiera przede mną drzwi. Przez trzy dni będę u niego mieszkać razem z resztą zespołu. Potem znowu mają koncerty, najbliższy w Berlinie. Może uda mi się przy okazji odwiedzić moją kuzynkę Melanie? Pewnie nie będzie na to czasu, zresztą to nieistotne.
   Kiedy wchodzę głębiej do środka moje przypuszczenia potwierdzają się. Przechodząc przez korytarz mijam niezliczoną ilość drzwi, aż docieram do schodów, które mieszczą się na samym końcu. Nath prowadzi mnie piętro wyżej i otwiera drugie z kolei drzwi
- Rozgość się. – oznajmia i lekko się uśmiecha.
   W pierwszej chwili nie zwracam w ogóle uwagi na wyposażenie pokoju tylko podbiegam do okna i spoglądam przez nie. Mam stąd piękny widok na park i sztuczny staw, w którym odbijają się promienie zachodzącego słońca.
- To niesamowite! – mówię podekscytowana i odwracam się w stronę szatyna, który układa stos moich bagaży w rogu pomieszczenia.
   Dopiero teraz zauważam jak duży jest ten pokój. Na środku pod ścianą znajduje się wielkie łóżko z dwoma poduszkami, a obok szafka nocna. Na ścianie wisi telewizor, który ma chyba ponad pięćdziesiąt cali.
- Mam nadzieję, że chociaż trochę ci się tutaj podoba. – mówi Nath
- Oczywiście, że mi się podoba! To najpiękniejszy pokój jaki kiedykolwiek miałam! – odpowiadam i podchodzę do szatyna żeby mocno go przytulić – Dziękuję. – szepczę, a potem całuję go w policzek. To mój przyjaciel więc chyba mogę, prawda?
   Nathan chyba nie ma nic przeciwko, bo cały czas się do mnie uśmiecha.
- Przyjdę do ciebie później jak się rozpakuję. – mówi i wychodzi.
   Podchodzę do moich bagaży i rozglądam się w poszukiwaniu szafy i półek. Na szczęście jest ich tu wiele i nie mija pół godziny, a wszystkie rzeczy leżą poukładane na swoich nowych miejscach.
   Siadam na parapecie i spoglądam przez okno. Po parku spacerują młode pary z małymi dziećmi, ale także staruszkowie. Co chwilę siadają na ławkach i się do siebie uśmiechają. Cieszą się życiem, też bym tak kiedyś chciała. A może ja najzwyczajniej w świecie nie doceniam tego co mam? Możliwe. Powinnam się cieszyć z tego wszystkiego co mnie spotkało.
   Poza tym, jutro kończę siedemnaście lat, zaczynam nowy etap w swoim życiu. Czy będzie lepszy? Tego nie wiem, ale muszę dać mu szansę.
   Nagle słyszę ciche pukanie. Schodzę z parapetu i widzę jak drzwi powoli się otwierają
- Mogę wejść? – pyta Nathan
- Jasne, że tak. – odpowiadam, a szatyn posyła mi uśmiech, który odwzajemniam
- Widzę, że się już rozpakowałaś. – mówi i patrzy na miejsce, w którym wcześniej postawił moje walizki. – Nie chcę ci zabierać czasu…
- Wcale tego nie robisz. – przerywam Nathowi – Pomyśl, co ja bym bez ciebie zrobiła? – pytam
- Hmm… chodziłabyś dalej oblana colą. – stwierdza – Tylko, że to też by było przeze mnie. – dodaje po chwili namysłu
- Sam widzisz. Bez ciebie nie byłoby tak… fajnie. – mówię, a Nath mnie przytula.
    Kiedy przez krótki moment tkwię w jego ramionach uświadamiam sobie jak ważną osobą jest w moim życiu. Jest moim przyjacielem, prawdziwym przyjacielem jakiego nigdy wcześniej nie miałam. Nie licząc kilka pseudo przyjaciółek, które zadawały się ze mną jedynie dla własnych zysków. Jedyną osobą w szkole, z którą do dziś mogę normalnie porozmawiać jest Olivia. Nazywamy się przyjaciółkami, ale tak naprawdę nigdy nie prosimy się nawzajem o rady, ani nie możemy na siebie liczyć w większości spraw. W pewnym stopniu to nam pasuje, zero zobowiązań.
   Jesteśmy samowystarczalne tylko, że to słowo chyba nie jest synonimem przyjaźni.
- Jutro nasz wielki dzień. – szepcze mi do ucha Nathan.
   Czyli jednak pamięta. Niby to nic wielkiego, a jednak poprawiło mi humor. Nie wiem dlaczego, ale przy Nathanie małe rzeczy potrafią sprawić mi niesamowitą radość. I za to kocham go najbardziej na świecie. Wróć. Lubię, nie kocham.
   Nie wiem dlaczego tak pomyślałam. Czasami nie panuję nad swoimi myślami. A może jednak moja podświadomość wie lepiej ode mnie jak jest naprawdę?
- Nessie? – przerywa mi moje przemyślenia Nath
- Przepraszam, zamyśliłam się. Coś się stało? – pytam
- Pytałem tylko czy nie jesteś głodna. – mówi – Wiesz, że Jay sam zrobił dzisiaj dla wszystkich kolację? – pyta szatyn i zaczyna się śmiać
- Chętnie jej spróbuję. – odpowiadam
- Ja tam wolę zjeść zwykłą kanapkę. – wyznaje Nathan
- Jest aż takim złym kucharzem? – pytam, ale zamiast odpowiedzi słyszę tylko śmiech
- Możesz spróbować, tylko żeby potem nie było, że nic ci nie mówiłem. – mówi szatyn – To idziemy? – pyta
- Tak. – odpowiadam i udajemy się do kuchni, gdzie zastajemy Toma, Maxa, Sivę i Jaya w fartuchu i czapce kucharskiej. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ten dziwny zapach.


Hej ;D
Rozdział miał być dopiero w piątek albo sobotę, ale nie poszłam dziś do szkoły więc jest dzisiaj ;D [yeah... wreszcie mam trochę więcej czasu xd]
Mam nadzieję, że się cieszycie :)
Dziękuję za 21 obserwatorów! Jesteście najlepsi! <3

Chyba już tu nic mądrego nie wymyślę... xd

+ znowu jednorazowa zasada: 10 komentarzy pod tym rozdziałem = nowy 13
Wierzę w Was i myślę, że dacie radę ;)

Miłego dnia Wszystkim życzę :)


11 komentarzy:

  1. Super ! Choroba robi swoje ;d ale dzieki temu dodalas 12 ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynam się bać co to chłopaki w kuchni wymyślili ^.^ Weny, kochana, weny i czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzooo mi się podoba twoje opo! Z niecierpliwością czekam na 13 ;D
    PS. zapraszam do mnie : http://opo-o-tw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Iż gdyż, tak więc, ponieważ, dlatego, że bardzo chcę next'a to komentuje w trybie natychmiastowym.
    Zastanawiam się czy ktoś przeżyje potrawę Jaya czy będzie gryz kibel fu, gryz, kibel, fu xD
    Albo inaczej ktoś w tym kiblu zamieszka xD
    No nic to czekam na next'a Pozdrawiam, weny, czasu, pomysłów no i nie wiem czego tam Ci jeszcze życzyć?


    Indi

    OdpowiedzUsuń
  5. Oł jeee,nie zapomniał o urodzinach xD
    Zaisty rozdział.
    Jeszt superaśny więc chcę nexta.
    Żem ci weny rzyczę i...
    Piszcie komentarze!Ja chcę nexta!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny nie mogę doczekać się następnego ;);*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no skończyć w takim momencie no wiesz co?:P
    Jesteś złą kobietą;p przez Cb ciekawość mnie zabije i będziesz mieć mnie na sumieniu:D
    A co do weny chyba nie muszę Ci jej życzyć bo zawsze ją masz;)
    PS.Możesz częściej nie chodzić do szkoły ja się nie obrażę;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe co będzie dalej ; p
    Czekam na kolejny :)
    Zapraszam również do mnie : http://gladyoucame-storyofthewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń